Wiele ostatnio dyskutuję ze znajomymi, czy człowiek podejmuje zmiany sam, czy zmiana nas nachodzi i wymusza określone działania. Różnie z tym bywa-taki płynie wniosek z naszych rozmów. Często spotykam jednak tę drugą wersję wydarzeń-najpierw dojście do ściany i trzęsienie ziemi, potem zmiana, na skutek tego, co się wydarzyło. A jak jest lepiej? Trudno powiedzieć.
Zmiany planowane i krok po kroku wdrażane, przebiegają spokojniej. Ale za to dłużej trwają i czasami proces zmiany zdaje się nie mieć końca. Przy wydarzeniach ?tąpnięciach? działamy sprawniej i z większą determinacją. Na skutek ?sprężenia się? efekty są szybciej widoczne i motywują do dalszych działań. Często nosimy w sobie plany i marzenia, ale nic z nich nie wynika. Mrozimy je gdzieś tam na głębokich poziomach i bujamy się z nimi tak długo, jak się da. Nic w kierunku ich realizacji nie robimy, bo jest nam dobrze w ?tu i teraz?.Zmiany nie podejmujemy, bo wymagałaby? WIELU ZMIAN. No i wyjścia poza strefę komfortu. Z pędzącego ekspresu nikt nie wyskakuje przecież w biegu! A jest nam i ciepło, i wygodnie, więc nie rzucamy się na realizację zamrożonych w głowie marzeń, których nie ?musimy? urzeczywistniać.
Zdarza się jednak, że ekspres zatrzymuje się w szczerym polu i wyjść trzeba, bo dalej nie pojedzie. Wtedy dostajemy sygnał, że sami musimy znaleźć wyjście i część z nas, wybierze ten moment za start do realizacji swoich planów. Z powodzeniem. Ostatnio słyszałam ciekawą historię mojej dawno niewidzianej znajomej. Po maturze zaczęła pracować w jakiejś instytucji w swojej miejscowości i wykonywała monotonną i mało rozwijającą pracę. Przez osiem lat była przekonana, że na nic więcej nie mogła liczyć i to sukces, że ma stabilne zatrudnienie i spokojne życie. Nie lubiła swojej pracy, ale nie narzekała na nią. Zwolnienia spowodowały, że z dnia na dzień, straciła grunt pod nogami i spokój, który jej towarzyszył ostatnie kilka lat. Nie widziała dla siebie ani szansy na znalezienie pracy, ani możliwości szybkiego ułożenia sobie wszystkiego na nowo. Znajoma z sąsiedniej miejscowości zaproponowała jej pracę w placówce edukacyjnej z zastrzeżeniem, że konieczne będzie uzupełnienie jej edukacji o studia pedagogiczne. Dziś pisze pracę dyplomową. Jest szczęśliwa, spełniona, planuje dalszy rozwój. Organizuje warsztaty dla dzieci i jest ceniona animatorką życia edukacyjnego dzieci w swojej gminie. Zapytałam ją: Czy nigdy nie czułaś w swojej poprzedniej pracy, że to nie jest Twoja bajka? Usłyszałam: Nie! Nie miałam pojęcia, że może być inaczej i lepiej, a to co miałam wydawało mi się i tak darem losu! Jest to przykład zmiany po trzęsieniu ziemi, ale jakże udany!
Dobrze, kiedy ZMIANA staje się stanem umysłu. Niewiele rzeczy w dzisiejszym świecie jest niezmiennych. Zmieniamy miejsce zamieszkania, pracę, zainteresowania i zmieniamy się my sami. Dojrzewamy, rozwijamy i czerpiemy zasoby z nowego. Powodzenia! I uważności na swoje pragnienia