Potrzebna jest zmiana. Wszystko to, nad czym pracuję i co przeżywam wpływa na mnie jako jednostkę. I trzeba czasem coś zmienić, aby jak najwięcej zaczerpnąć ze wszystkich doświadczeń. W tym roku czuję potrzebę odmiany sposobu, w jaki spędzam wakacje. Po raz pierwszy przed wyjazdem nie mam kupionych kilku książek na temat regionu, w którym będę odpoczywać. Nie przygotuję się merytorycznie (okropnie to brzmi). Nie zaplanuję sobie tras, wycieczek, celów do zrealizowania. Uff! Chcę wyjechać w wybrane miejsce, rozejrzeć się, zatrzymać i zobaczyć, co dalej. Dowiedzieć się, gdzie wokół domu znajdę miejsce dla siebie, jakiś zakątek, aby posiedzieć i poczytać. Pobyć ze sobą, posłuchać się i pooddychać. Jak mi się zechce (a z pewnością tak będzie) wsiądę na rower i pojadę przed siebie tak długo, jak mi będzie pasować. Niekoniecznie będzie to 45 km zakończone czymś do zwiedzania. Chcę spróbować czegoś nowego i zrobić coś inaczej. Nie rozliczę się z fajności wakacji, mierzonej ilością przebiegniętych kilometrów i wykręconych czasów. Nie zmierzę udanych wakacji ilością zdobytych szczytów i godzin na rowerze.
Nie będę analizować tego, co się ostatnio wydarzyło, ani tego, co ma nastąpić za kilka tygodni, miesięcy albo lat, na co już w ogóle nie mam wpływu. Będę szczęśliwa TU I TERAZ. Nie zamierzam się zastanawiać, dlaczego rano jestem smutna, tylko przyjmę to jako stan normalny. Przygotowujący do tego, aby po południu odczuwać radość. Nie wrzucę na bieżąco zdjęć na Facebooka, komunikując, co aktualnie robię. Pogadam ze sobą. Pobędę blisko natury. Odpłynę.