Dla niektórych Nowy Rok jest dniem, w którym ma się zacząć zmiana na lepsze. Koniec z nałogiem, początek kursu językowego, zmiana złych nawyków, większa troska o rodzinę itp, itd. Wyliczance nie ma końca. Odkładamy nasze postanowienia do Nowego Roku, aby zmianę odpalić właśnie wtedy- za pół roku, za dwa miesiące, za miesiąc, byle nie teraz.
Wróć. Zmiana, postanowienie, decyzja jest we mnie teraz! Jeśli o niej myślę (a myślę), to znaczy, że jestem do niej gotowa. Pomysł się zrodził, dojrzał i czeka, aby się z nim zmierzyć. T E R A Z !!! Nie pozwalam zgasnąć płomieniowi, który mobilizuje mnie do zmiany. Działam. Nowy Rok nie ma tu nic do rzeczy bo to tylko dzień po nocy Sylwestrowej, nic więcej. Nie ma żadnej magicznej mocy. Tego dnia nie wydarzy się nic szczególnego, co ułatwi mi realizację postanowienia. Wszystko zależy ode mnie i mojej siły. Mojego treningu i determinacji. W ogóle kalendarz to rzecz umowna i odwlekanie decyzji do 1. stycznia to próba przesunięcia mojej odpowiedzialności za decyzję na święty Nigdy. Nie czekam. Mój umysł zidentyfikował coś, czego się domaga. Dla umysłu wyczekiwanie iluś tam tygodni, to niepotrzebna i niezroumiała zwłoka. To jakieś dziwne tkwienie w opcji ?czuwanie?, nie wiadomo po co. Nie czekam, działam. Teraz, już. Uniknę frustracji, którą juz niesie wieść, że postanowienia noworoczne mają datę ważności do lutego maksymalnie:-)