Rekomendację tej książki znalazłam w ?Przekroju? Niestety już nie istnieje😦 . Jean Hatzfeld- francuski korespondent wojenny i reporter napisał ?Ostatni wyścig?. Temat bliski memu sercu z dwóch powodów. Po pierwsze: biegam, po drugie: zgłębiam postrzeganie szczęścia w różnych kulturach świata.
Etiopski maratończyk Ayanleh Makeda, wyrwany z wioski w Afryce zostaje maratończykiem reprezentując swój kraj na światowych imprezach. Wyłowiony przez europejskiego managera, przenosi się z rodziną do Paryża, smakuje życie paryskiej śmietanki towarzysko-sportowej i może kupić się tylko na treningach. Oprócz codziennego harmonogramu treningowego, biega sam. Bez ustrojstwa na ręku i napinki. Wie, że przebiegł zaplanowany dystans, bo zgłodniał i wraca na śniadanie. Wszystko układa się pomyślnie do czasu olimpiady w Pekinie. Pozytywny wynik próby antydopingowej po podanym mu środku przeciwbólowym, zmienia o 180 stopni jego europejski żywot. Francuscy przyjaciele pokazują plecy. Ayanleh i jego rodzina zostają sami. On w Pekinie z poczuciem bezradność, a rodzina w Paryżu bez pomocy.
Co robi teraz? Mieszka w etiopskiej wiosce. Czy ma żal? Nie ma. Przebył drogę, wszedł na szczyt, poznał ludzi, którzy mu pomogli tam dojść, i którzy go stamtąd zepchnęli. Upadek jest tak samo ludzki jak sukces. Będąc dla nas ciężkim doświadczeniem tworzy zasób na przyszłość. Będzie glebą dla nowych konceptów i idei.
Dlaczego ujęła mnie historia? Bo Hatzfeld zajął się także analizą tego wydarzenia w życiu Ayanleha. Czym było? Jak na niego wpłynęło? Historia jest opowiedziana ustami Hatzfelda-człowieka, który zrozumiał, zaakceptował i pokochał Afrykę i jej zdolność do przyjmowania losu takim, takim jest. Dla Europejczyka lub Amerykanina byłby to koniec: życia, kariery i drogi. Sportowcy podnoszą się z upadków, ale europejskie nieszczęście polega na tym, że czujemy się przegrani nie mając pewności powrotu na szczyt. Klęski nie wpisujemy w CV. Tam jest mowa tylko o sukcesach i tylko z nich chcemy być zbudowani. Porażka to wrzód, który chcemy wyciąć, niepożądany stan chorobowy. Najlepiej, kiedy da się to jeszcze wytłumaczyć czyjąś winą.
Z mentalności Afryki możemy czerpać garściami. Przyjmowanie tego, co przynosi los, pozwoliłoby nam oswoić niepowodzenia i przekuć je w naukę. Ale zazwyczaj wypieramy potknięcie i nie otwierając mu drzwi, nie możemy przyjąć pozytywnych aspektów, jakie nam przynosi. Mam prawo do niepowodzenia, porażki, potknięcia, które rzadko jest końcem, zazwyczaj początkiem nowego. To kolej losu, a nie koniec wszystkiego. Trudne to dla mnie, ale warte przepracowania. I nie ma nic wspólnego z naszymi filozofiami: wyluzuj i myśl pozytywnie. Take it easy- też tu nie pomoże. Zmiana leży głębiej.