Nastolatki googlują, subskrybują, lajkują i obserwują. Więcej ich w realu nie ma niż są. Dorośli się zżymają o marnotrawienie czasu. Boją się, że oprócz wirtualnego świata nic nie będzie w życiu ich dzieci satysfakcjonować. Terapeuci uzależnień ostrzegają, a ostrzeżenia płyną do rodziców. Youtuberzy są ekspertami od wszystkiego, łącznie z życiem. U nich nastolatki szukają odpowiedzi na swoje obawy, lęki i pytania. Tak jak my (obecni czterdziestolatkowie+) dowiadywaliśmy się większości prawd życiowych pod trzepakiem, tak oni szukają w sieci. Nasza podwórkowa społeczność była w gruncie rzeczy podobna. Była pewna hierarchia, były role grupowe, chowaliśmy się przed rodzicami w kryjówkach, tak jak oni uciekają w zamknięte grupy, do których nie mamy dostępu. Publikują w sieci swoje refleksje, zwierzenia, tak jak my prowadziliśmy zeszyty złotych myśli i pamiętniki, w które inni się wpisywali. Oglądaliśmy je później, ciesząc się z miłych, choć nie zawsze szczerych wpisów. Chcieliśmy być razem, nierozłączni, mieliśmy swoje rytuały i kody grupowe. To był nasz punkt odniesienia. Dziś utyskujemy na brak więzi i model życia zapracowanych rodziców. Wtedy rodzice wracali do domu popołudniu, ale w wielu przypadkach nie praktykowali spędzania wspólnego czasu z dzieckiem we współczesnym rozumieniu. Nasza społeczność była poza domem i tam zaczynało się nasze życie. Szukaliśmy bliskości, tak jak oni w sieci szukają podobnych do siebie osób. Chcieliśmy być lubiani, tak jak oni pożądają lajków pod swoimi wpisami i filmikami. Ależ jesteśmy podobni!